poniedziałek, 11 stycznia 2016

Detoks - dzień ostatni...

30.12.2015 - straszny był ten dzień wczorajszy. Jedynie wieczór był o tyle lepszy od innych, że do północy przegadałem z kolegą M. Pozostałych pięciu spało, a my rozmawialiśmy o naszym uzależnieniu, o stratach i pomysłach, by ich unikać. Później zachciało mi się spać, lecz gdy zostałem sam, to powróciły myśli. O całej tej beznadziei, lęku i tym, co mnie czeka. 
Nawet jeśli kogoś to dziwi, to ja wciąż jestem jak dziecko. Ktoś, kto błądzi we mgle. Nie znam sposobu na życie. Brak mi pomysłów, odwagi i wymagam ciągłej pomocy. Jak mam do tego dotrzeć, nie mam w sumie pojęcia. Czuję się sam, opuszczony i smutny. Może to dziwne skoro mam Moją Panią, która mi paczki na detoks robiła. Może po raz kolejny nie umiem tego wyrazić? Takie jednak są fakty. Fakty, nie pretensje, bo nie mam do nikogo żalu. Raczej już z tego wyrosłem.

Najgorsze są tutaj noce. Długie, bezsenne i bez żadnego zajęcia. To właśnie wtedy myśli różnego rodzaju atakują mą głowę. Demony krążą dookoła...

Przed czwartą jedzenie sobie szykowałem, bo myślałem, że zwariuję. Po jakimś czasie wreszcie zasnąłem. Przedtem napisałem jeszcze wiersz "czy muszę?". Porannego stanu wyspaniem bym raczej nie nazwał.

Im bliżej wyjścia, które ma nastąpić po 14-tej, tym mniej mam zapału i mniej mi się chce. To już nawet nie strach, a totalna rezygnacja. Po dzisiejszej rozmowie z terapeutą resztki mojego systemu wartości legły totalnie w gruzach. Nie chce mi się nawet o tym myśleć i pisać. Załatwiam co trzeba, czyli wypis, depozyt i inne. Posiedzenie sądu odbyło się beze mnie, ponieważ nie mogłem być w dwóch miejscach naraz.

Otrzymałem opinię, "orzeczenie", z którym się zapoznałem, podpisałem, a w nagrodę dostałem kopię.

Na godzinę przed wyjściem odczuwam totalną obojętność. Wszystko mi jedno, czy wrócę pieszo, transportem na gapę, czy ktoś po mnie przyjedzie. Jest mi obojętne, co zastanę w domu, czy Moja Pani na mnie czeka, czy kwiatki nie zwiędły. Wszystko... Dziwne to uczucie, bo nawet jakby mnie mieli teraz przewieźć na inny oddział, lub gdziekolwiek, to też mi wszystko jedno.

O 15-tej byłem w domu. Odebrała mnie Moja Pani - podróż w milczeniu. Później milczenie się skończyło. Poczułem się beznadziejny jak rzadko, bo posadzony i spytany o plany o przyszłość. Nie umiałem wykrztusić nic konkretnego. Kilkugodzinne przesłuchanie spaliło totalnie na panewce...

(<< dzień poprzedni)
texte et photo par Raphaël

2 komentarze:

  1. Rafał nie kumasz nic.WIĘC CZYTAJ .NIE JESTEŚ SAM JA TO WSZYSTKO PRZESZEDŁEM KILKA LAT TEMU .JEŚLI CHCESZ ŻYĆ KONIECZNIE ZAŁATW SOBIE TERAPIE AA.JEST TO POTĘŻNA POMOC RADZĘ.MI POMOGŁO CHOĆ SAM W TO NIE WIERZYŁEM ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie twierdzę, że jestem sam. Tak się czułem w tamtej chwili. Tak też (samotnie) czuję się niekiedy odkąd pamiętam. Na terapię oczywiście w najbliższym czasie się wybieram. Ja w nią wierzę.

      Usuń