poniedziałek, 11 stycznia 2016

Detoks - 29 grudnia...

Ta noc nie była już tak miła. Do najgorszych jednak nie należała i nieco pospałem. Brakuje mi tu telefonu, bo ani zegarka gdy się przebudzę, ani budzika, by nie zaspać. Nic to, jeszcze tylko jedna, maks dwie noce.
Mam nadzieję, że ujrzę wreszcie Mą Panią. To już dziesięć dni i bardzo się stęskniłem. Byle do 9-tej, gdy przyjdzie terapeuta uzależnień.
Nie wiem dlaczego, ale od wczoraj obsługa nie woła nas po nazwisku. Wołają tylko ogólnie, np. "do ciśnienia" lub "po leki", a jak już zwracają się personalnie, to "panie Rafale". Przedtem darli się po nazwisku na cały oddział. Może jakieś przepisy się pozmieniały? W sumie, skoro nie można mieć telefonu z aparatem, by nie zdradzać czyjejś tożsamości wizualnie, to byłoby logiczne. Trafi się na oddziale taki pacjent, jak ja, który ciągle notuje i co? Gdybym tylko miał chęć, to bym wszystkie nazwiska spisał. Nie robię tego jednak, bo niby po co.
No tak, dowiedziałem się tylko tyle, że weszło nowe rozporządzenie.

Super fajny wykład mieliśmy z terapeutką. Za każdym razem uważnie słucham i staram się jak najwięcej wyciągnąć. Ponoć nadzieja umiera ostatnia? Tym samym zawsze mam nadzieję, że usłyszę więcej i wyciągnę nowe wnioski. 
Rozmawiałem indywidualnie z terapeutką i ciekawą rzecz mi powiedziała a propos miejsca terapii. Otóż warto znaleźć jak najbliżej domu nie tylko dla wygody dojazdu, lecz również ze względu na ludzi. Ludzi, którzy również mieszkają w pobliżu. Ludzi, z którymi można się spotkać czasami nawet przypadkiem.

ŻYJ TAM, GDZIE ŻYJESZ.

Moja Pani mi papierosy w kapeć włożyła i myślała, że ich nie znajdą przy kontroli? Trudno, dobrze, że tytoń przeszedł. Spłacę dług skrętami jakoś. Przy okazji wspomniałem jej o tym ale najwyraźniej niepoprawnie, bo mi słuchawką rzuciła. Naprawdę nie potrafię się wyrazić.
Dobrze jednak, że spotkała się z terapeutką, a nawet dwiema.

Jakiś beznadziejny ten dzień dzisiejszy. Zamiast się cieszyć, że jutro wychodzę, to ja nie czuję się najlepiej. Co to może być? Strach? Niepewność? Ale dlaczego, przed czym? Może przed samym sobą. Drogi do wyboru mam teoretycznie tylko dwie. Trzeźwa lub ku śmierci.

POSTARAĆ SIĘ WYBIERAĆ JAK NAJLEPSZE ŚCIEŻKI.

Przyszli nas odwiedzić "chłopcy aowcy", którzy w kilku słowach opowiedzieli o sobie. Wprawdzie każdy z czterech miał tylko około kwadransa, to jednak zawsze jest świadectwo. Każda historia inna, a jakie jednakowe.

Bardzo źle się czuję. Ogarnia mnie strach i żal jednocześnie. Strach przed tym, co będzie, a żal wobec tego, czego nie doceniam pijąc. Bardzo złe to uczucia, bardzo negatywne. 
Chyba kurde niepotrzebnie wybiegam myślami w przyszłość. Co będzie, to będzie, a wpływ mam głównie na moją trzeźwość. Jak się jednak oduczyć tego wybiegania? Jak przestać się martwić na zapas? Czy się tego oduczę? Jeśli tak, to kiedy?
Pytania bez odpowiedzi. Wiem tylko, że nie potrafię się obecnie wyluzować, cieszyć perspektywą wyjścia. Wiersz "bez tego żyć" napisałem.

Po tych ostatnich świętach, to drzwi detoksu się nie zamykają. Oddział pęka w szwach. Sześć osób poza salami leży. Z naszej dwóch dziś wyszło i natychmiast ich łóżka zajęli następni. Nie wygląda to wszystko zbyt optymistycznie. Jedno, co mnie raduje, że nie będzie mnie tutaj po nocy sylwestrowej. Taką przynajmniej mam obecnie nadzieję. Smutne natomiast jest to, że trafił tu 20-letni chłopak, który już po chwili zapięty był w pasy. Rozmawiał z niewidzialnymi postaciami i instruował je, jak mają go uwolnić. Dwadzieścia lat na karku, a już takie spustoszenie w mózgu.

Tak sobie myślę, jak mam jutro do domu wrócić. Najchętniej poszedłbym sobie pieszo. Po tylu dniach tutaj i łażeniu w tę i nazad korytarzem przydałoby się trochę ruchu. Dodatkowo nie musiałbym angażować Mojej Pani. Zobaczę jednak, jaka będzie pogoda, bo nie mam tutaj kurtki, a jedynie sweter.
Niesłychane nad jakimi duperelami się tu zastanawiam.

Cieszę się, że chłopaki zaakceptowali moje skręty i mogłem się odwdzięczyć. Nawet z nawiązką jak myślę. Jestem z tego zadowolony, bo jako "nowy człowiek" nie chciałbym pozostawiać po sobie niesmaku. Może nie zawsze to wychodzi, ale przynajmniej nie ma tak, jak kiedyś. Kiedyś interesowała mnie tylko własna gęba i gardło oraz to, jaki trunki mają wpływ na moje samopoczucie.

texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz