sobota, 9 stycznia 2016

Detoks - 26 grudnia...

Już myślałem, że dzień dzisiejszy rozpocznę minutę po północy. Zasnąć nijak nie mogłem i nie pomogły nawet dwie czerwone pastylki. Difergan bodajże, jeśli dobrze pamiętam. Najgorsze jest to uziemienie. Trzeba siedzieć na sali i patrzeć w ciemny sufit. Pomimo braku światła napisałem wiersz "prośba buntownika". Zrobiłem też kilka notatek pod wpływem rozmowy z Moją Panią, które może otworzą trochę bardziej mój mózg i nam pomogą.
SZUKAĆ DOBRYCH ROZWIĄZAŃ I WNIOSKÓW W ZŁYCH ZDARZENIACH.

Miałem już w nocy takie myśli, że pójdę na jadalnię. Tam przynajmniej nie pisałbym po ciemku. W efekcie, po fajku wypalonym o trzeciej, dałem se jeszcze szansę i po jakiejś godzinie zasnąłem.
Nim to jednak nastąpiło coś dziwnego się działo. Drżenie nóg miałem - jakby chwilowa padaczka nóg. W końcu jednak sen przyszedł. Odczuwam jednak silne jego niedostatki.

Masakra jakaś dzisiaj. Jeden z dwóch przyjętych wczoraj pacjentów poszedł do WC się wypróżnić. Zrobiło mu się jednak słabo chyba, bo tuż za drzwiami usiadł na klapie śmietnika i narobił w gacie. Jakimś sposobem ubrudził też umywalki, o podłodze nie wspominając. Syf totalny. Po usilnych monitach kilku pacjentów obsługa wreszcie się nim zajęła. Założyli mu pampersa i umyli klapę owego śmietnika. Koszmar.
Dlaczego tak niepewnej osoby nie ubierają w pieluchę od razu? Przechlapane jest to miejsce pod każdym względem.

Bardzo źle się czuję i zaczyna mnie nosić. Kończą mi się papierosy, a do planowanego końca pobytu (30.12) nic już nie dostanę. Mam tu tylko Moją Panią, a ona wyjechała do innego miasta. Gdybym chociaż miał telefon przy sobie. W tej sytuacji jestem kompletnie sam. Do tego panuje obecnie najgorszy okres, bo święta przeplatają się z weekendem, więc jest tylko lekarz dyżurujący, którego wzywają wszyscy i wszędzie. Cholernie dużo czasu zajęło mi tym samym upoważnienie Pani do uzyskiwania info o moim stanie zdrowia. Po siedmiu dniach pobytu.

Emocje moje dzisiejsze sięgają zenitu. Nie są pozytywne, a amplituda rośnie. Właśnie to cholerne poczucie samotności, złość na beznadzieję tego miejsca i głód nikotynowy, choć jeszcze mam co palić. Pewnie to strach. Nawet w mózgu mam pustkę i nie wiem, co pisać.

POSTARAĆ SIĘ NIE DAĆ TEMU, CO NEGATYWNE.

Chyba mnie tak naprawdę zmiażdżyła wczorajsza rozmowa z Moją Panią i to, że dowiedziałem się, że wróci za kilka dni. Wychodzi bowiem na to, że mam dom, lecz nie teraz. Mam w nim ukochaną, jednak teraz nie mam. Poczucie beznadziei, bycia na czyjejś łasce, łamie moją psychikę. Nie żalę się teraz, ani żalu nie mam. Jako człowiek dorosły odpowiadam za swe życie i to, jakim torem podążam. Płakać mi się chce, a może nawet wyć.
Jak mnie porządnie ściśnie, to się stąd wypiszę. Pojadę do Monaru od biedy, bo ulicy nie chcę. Ulica wciąga jak bagno i jest niebezpieczna. Chęci picia nie mam i szukam miejsc bezpiecznych. Za dnia wiem, gdzie się udać, ale noce są gorsze.

Martwi mnie koleżanka B., bo ma pragnienie wyjścia. Ona, w przeciwieństwie do mnie, chce iść na imprezę. Napić się i wyszaleć. Co zrobi jutro? Lub pojutrze, jeśli jutro wyjdzie? Sytuacja patowa.
Jest w porządku. Młoda zostaje ze względu na możliwości fizyczno-techniczne.

Jeśli o mnie chodzi, to jutro się wypiszę. Gadałem już nawet o tym z Moją Panią. Załamała się, bo nie miała pojęcia, jak bardzo jestem uzależniony od tytoniu. Będzie kolejny temat do rozmowy.
Rozmowa w kiblu:
- kokainy już nie brałem od 14 lat
- a ja od 5
- a wziąłbym chętnie
- ale z wódką, bo inaczej nie ma sensu. Przy tych cenach? 300 za gram - tylko z wódką.
No i bądź tu zdrów w takim miejscu. Dobrą decyzję podjąłem. Kolega J. mnie w tym utwierdził mówiąc, że jeśli naprawdę nie chcę iść się napić i mam się jak sensownie przechować, to powinienem stąd iść.

Mam kontakt do czterech osób, z którymi sensownie się gada. Spiszę jeszcze dane tutejszej pani terapeutki. Bardzo sensowna kobieta i optymistka taka. Chciałbym mieć z nią kontakt w przyszłości, choć nie wiem, czy się uda. Tak, czy inaczej, odzyskałem sporo optymizmu i to się liczy najbardziej w dniu dzisiejszym.

ŻYĆ PROGRAMEM HALT I 24 GODZIN.

Napisałem wiesz "marzenie"
Arcysympatyczny wieczór w koleżanką B. miałem. Była zainteresowana, więc poopowiadałem jej o moich doświadczeniach. Ona mi o swoich. Było dobrze, bo przede wszystkim szczerze. Przykładowo o tym, że wcale by nie chciała przestać pić czy brać. W sumie o tym i tak wiedziałem, bo to się czuje, ale taka szczera wypowiedź zawsze wiele wnosi. 

Papierosy już mi sie skończyły, ale jeden kolega mnie jeszcze poratował. Jest to doskonały dowód na to, jak to miejsce na mnie działa. Nie zwykłem nikogo prosić o palenie, a nawet jak ktoś mnie częstuje, to głównie odmawiam.

Ciekaw jestem, o której dziś zasnę. Póki co, około 23:30, wcale mi się nie chce. Odczuwam ogromne zmęczenie, ale raczej sytuacją. Nie wiąże się to ze strachem. Po pastylki nie pójdę, bo guzik one dają.

(<< dzień poprzedni) (dzień następny >>)
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz