piątek, 8 stycznia 2016

Detoks - pierwsze chwile...

Pisane mniej więcej na bieżąco podczas pobytu i przerzucone poniżej niemal słowo w słowo (pomijam tu oczywiście wszelkie dane osobowe):

18.12.2015 - przyjazd na oddział. Przywiozła mnie Moja Pani w stanie bardzo złym. Niby zejście po przepiciu, ale miałem jeszcze 2 promile w wydychanym, więc mnie nie przyjęli. Wróciliśmy do domu. Do rana było już lepiej, ale zaczął ogarniać mnie lęk. Wiele lęków.
19.12.2015 - wróciliśmy na izbę przyjęć ale nie obyło się bez kłopotów. Znów dmuchałem i jeszcze miałem lecz nie wiem ile. Cholerstwo wolno schodzi... Z moją doktor prowadzącą kompletnie się nie dogaduję. Mam takie wrażenie, jakby chciała mnie wrzucić do studni i wyłowić gdy wyzdrowieję. Katastrofa.
Zostałem kompletnie odcięty od świata. Zero pieniędzy, telefonu, kontaktów. Nic. Nawet z paleniem lipa, bo pomijając zakaz, rekwirują wszystko. O dziwo został mi tytoń, ale bez bibułek, więc kręciłem z papieru toaletowego.

Wytrzymałem tak chyba do 20-go i postanowiłem się wypisać. Nie chcieli się zgodzić, tym bardziej, że miałem tylko koszulkę, krótkie gatki i laczki. Po dyskusjach się jednak udało. Dali mi jakieś spodnie, których nie mogłem dopiąć (po dwóch dniach już mogłem), sweter i kurtkę.
Dzwoniły do mnie trzy bliskie osoby, ale się uparłem. Odnalazłem przystanek autobusowy, dalej dotarłem do metra i poszedłem do domu. Po drodze zbierałem pety i prosiłem o ogień. Dotarłem na miejsce, ale musiałem zaczekać na Moja Panią w aucie, bo jej nie było. Coraz mniej miałem siły, aż w końcu urwał mi się film. Przedtem napisałem kilka słów, które zostały uznane za list pożegnalny samobójcy.

Reszty nie pamiętam. Świta mi tylko, że wieźli mnie z jakiegoś szpitala ponownie na detoks. Miałem lekko zadrapane czoło oraz uczucie jakby ktoś mi na żebra skoczył. No i ten koszmar - cewnik. 
Wiem, że w tym moim przewozie miała jakiś udział Moja Pani. Miałem nowe kapcie, Mysikrólika i Jeżu. Jeszcze jakieś dodatki, ale część z nich mi zdeponowali. Na przykład tytoń i znów pojawiła się trauma.
Stany lękowe, depresja, samotność, odrzucenie i niepewność jutra. Do tego ciągły głód, bo tutejsze obiady, to najgorsza rzecz jakiej próbowałem. Nie sądziłem, że będę kiedykolwiek wyrzucał, ale odruchy wymiotne miałem zbyt silne.

Pewną psychiczną ulgę uzyskałem 23.12 po rozmowie z panią psycholog. Okazało się, że zna Gniezno, struktury AA i wie o co w tym wszystkim chodzi. Jeszcze z nią pogadam i może mi pomoże. 
Najwięcej radości dała mi tego dnia Moja Pani, która nie tylko zadzwoniła ale i przyjechała. Powiedziała, że mnie kocha i mi pomoże. Ponadto po raz pierwszy, dzięki niej, się najadłem. Papierosy też przywiozła. Najważniejsze jednak, że w terapii chce mnie wesprzeć.
Przenieśli mnie z łóżkiem, z korytarza na salę. Niedobrze.

(<< wstęp) (dzień następny >>)
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz