środa, 1 kwietnia 2015

Dzień czterdziesty piąty...

Z zeszytu:

"Dzień zaczął się jakość nijak. Pogoda niby ładna lecz zimno, bo wiało. Mimo to przed południem poszedłem na spacer (1). Było miło. Chciałem koleżankę A. wyciągnąć, ale brynczała, że zimno. Jej strata. 
Dwa obiady zjadłem, bo mnie kolega M. oddał swój. Z rodziną na przepustkę poszedł po spotkaniu rodzin - trzecia sobota miesiąca (2).
Rodzice moi przyjechali ok. 13:30. Było fajnie. Przywieźli mnie też sporo żarcia, część od siebie, część od babci.
W TV nam "Żółty szalik" puścili. Po raz drugi go tutaj oglądałem. Po raz drugi uczestniczyłem również w mitingu spikerskim z kolegą L. (3). Poprzednio miesiąc temu. Zdania były jak zawsze podzielona, a dla mnie OK.
Gadałem trochę z N. wieczorem. Nie za długo jednak, bo łapa mnie przymarzała.
Trzy głowy ostrzygłem i na czwartą pożyczyłem sprzęt. Jakiegoś fajka zarobiłem. Zasadniczo fryzjera tu (4) nie ma, więc może byłby to jakiś sposób?"

(1) Dla przypomnienia, jedna z nielicznych atrakcji, odskoczni.
(2) Ciężki temat te przepustki i bardzo rzadko przyznawane były.
(3) Uroki dłuższego pobytu, ale i tak było warto.
(4) Na terenie szpitala.
(<< dzień czterdziesty czwarty) (dzień czterdziesty szósty >>)
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz