piątek, 28 lutego 2014

Dzień czwarty...

Po dziwnym samopoczuciu z dnia poprzedniego zacząłem się na całego wkręcać w to niemałe stado nowych sytuacji. O ogarnięciu wszystkiego nie było jeszcze mowy, ale moje postępy zaczęły mnie cieszyć. Życie stawało się łatwiejsze.
Z zeszytu:

"Dziś od rana piękny dzień. Słońce na niebie, powietrze rześkie, jest fajnie.
Spacer po siódmej sympatyczny był (1). Na czytaniu byłem lektorem (2). 
Obiad póki co najlepszy był (makaron mięcho i buraki), za to kolacja mierna.
Na szczęście ponownie podratowała mnie koleżanka E (3)."

(1) Niedziela, a w weekendy typowy rozruch poranny z ćwiczeniami można było zastąpić nieco dłuższym marszem. 
(2) Według rozkładu dnia. Niedzielne spotkanie w grupie odbywa się bez udziału terapeutów. Na ten czas przewidziana jest wcześniej uzgodniona lektura. W grupach docelowych była niekiedy uzupełniana lub nawet zastępowana dyskusją. Materiały jednak trzeba było mieć, bo niektóre pielęgniarki szczególnie sympatyczne nie były...
(3) Od drugiego dnia siedzieliśmy przy jednym stoliku. Szybko zorientowała się, że przydziałowe porcje są dla mnie ciut zbyt małe, i na miarę swych możliwości, dzieliła się ze mną posiłkiem. Kochana dziewczyna.
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz