czwartek, 27 lutego 2014

Dzień trzeci...

Trzeci dzień na terapii był dość dziwny. Zasadniczo to nie wiem, co się wtedy działo. Sądzę, że był to jakiś przełom pomiędzy wejściem w nową sytuację, a początkiem procesu przystosowania. W zeszycie napisałem krótko:

"Gnaty mnie w nocy bolały. A może stawy? Sam już nie wiem.
Po obudzeniu, przed szóstą (1), nie przeszło. 
Pogoda do dupy i nastój również.
Na szczęście wieczorem jakoś przeszło. Sporo czytałem i pisałem (m.in. dwa wiersze -pozory i cegła).
Zacząłem jakieś opowiadanie (2)."

(1) Nauczony doświadczeniem z dnia poprzedniego, do końca pobytu miałem już nastawiony budzik na 5.50 i o tej godzinie wstawałem. Niewiele było wyjątków od tej reguły. Przykładowo święta, czy sylwester, gdy nie trzeba było wcześnie się zrywać.
(2) To taka historia mojego spotkania z Andurem. Niedokończona jeszcze, może kiedyś...
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz