Ogromny wpływ mają na to rozmowy z tutejszą panią psycholog, która pracuje w nurcie TSR (Terapia Skoncentrowana na Rozwiązaniach). Bardzo mi się ta forma podoba, bo przynosi szybko bardzo fajne efekty. Zmusza do intensywnej pracy, myślenia, a jednocześnie nieźle ładuje mnie energią. Nie skupiamy się na grzebaniu w śmieciach z przeszłości, lecz na moim potencjale i możliwościach jego realnego wykorzystania. Z naciskiem na realizm, więc nie jest to pseudooptymistyczne cieszenie się z niczego, w stylu "masz potencjał, jesteś wielki, wykorzystaj to i zdobądź co chcesz".
Dla przybliżenia podam Wam odrobinę teorii. Otóż założenia są dość proste:
- jeśli coś działa, rób tego więcej.
- jeśli coś nie działa, rób coś innego.
- jeśli coś się nie zepsuło – nie naprawiaj tego.
Cała terapia koncentruje się natomiast na:
- zasobach klienta i mocnych jego stronach, a nie deficytach i zaburzeniach;
- na celach i zmianie, którą klient chce osiągnąć, a nie na problemach;
- na dotychczasowych osiągnięciach, a nie na porażkach;
- na wyjątkach od sytuacji problemowych, a nie częstotliwości występowania problemów i ich rozmiarach.
Spodobało mi się, bo czuję efekty. Nie są one chwilowe, tylko trwają, a ponadto na jednym spotkaniu zyskuję tyle, co na kilku "tradycyjnych". Zastanawiam się tym samym, jaką drogą pójdę w przyszłości. Możliwe, że miast tradycyjnej formy długoterminowej wybiorę właśnie TSR. Nie mam tego jednak do końca przemyślanego. Póki co skupiam się na tu i teraz. Na przykład na zadaniu terapeutycznym. Mam do napisania list do przyjaciela z datą za rok, w którym opisuję, co mnie w tym czasie spotkało. Interesujące? Dla mnie bardzo.
Poza sferą emocjonalną, miałem zrobione badanie EEG i tomografię głowy. Nie wykazały one niczego niepokojącego. Jedynie na prześwietleniu wyszły jakieś zmiany w zatokach, co w najbliższym czasie skonsultuję z logopedą.
Na miarę swoich możliwości biorę udział w zajęciach takich, jak: trening umiejętności społecznych, czy funkcji poznawczych oraz psychorysunku i grupie terapeutycznej. Udzielam się też przy dyżurach, od ustawiania krzeseł po funkcje koordynatora społeczności. Sporo czasu poświęcam też swojej sferze duchowej.
Podsumowując, ciągle jeszcze żyję i jeszcze nie zamierzam się poddawać, a największy problem sprawia mi świat zewnętrzny. Włącznie z pobytem na przepustkach...
texte et photo par Raphaël
To bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuń