- Jakie jest znaczenie małżeństwa i rodziny w życiu osób uzależnionych od alkoholu?
Ja: U osób pijących chyba niewielkie, a jeśli już, to na pewno niekorzystne dla owej rodziny. Jest ona często przeszkodą w piciu. Nie tak sporą jednak, by przestać.
Dla alkoholika trzeźwiejącego bliskie osoby mogą być dodatkową motywacją do działania. Mogą, jeśli tego zechcą i zapragną pomóc. Nie muszą jednak i wtedy różnie bywa. Niekoniecznie oznacza to powrót do picia, ale znam związki, które rozpadły się właśnie, gdy partner przestał pić.
- Jak postrzegasz rolę i obowiązki rodzica?
Ja: Nie mam zbytniego doświadczenia. Przez jakiś czas byłem jednak z kobietą, która miała dwójkę dzieci. Starałem się być dla nich dobry, ale nie zawsze się udawało. Bywało, że z zakupów wracałem z wódką dla siebie i przysłowiowym lizakiem dla dzieciaka. Wiesz, żeby nie było egoistycznie. Takie chore myślenie. W trzeźwym życiu nie mam doświadczenia z dziećmi.
- A relacje z bliskimi krewnymi?
Ja: Osoba pijąca jest w stanie zniszczyć wszystko i wszystkich. Alkohol doszczętnie opanowuje jej życie i staje się najważniejszy. Ludzie, nawet ci, którzy powinni być najważniejsi nie są w stanie z nim wygrać. Trzeźwienie daje szansę naprawienia pewnych błędów. Jest to jednak długotrwały proces. Oczywiście, o ile nie jest już za późno.
- Zatem, jakie są Twoim zdaniem najważniejsze funkcje rodziny?
Ja: Ona jest podstawową komórka społeczną. Aby dobrze funkcjonowała wszystkie elementy muszą z sobą współgrać, muszą być zdrowe. Uzależnienie jednego z członków bardzo wiele niszczy. To podobnie, jak w przypadku łańcucha, którego trwałość określamy wytrzymałością najsłabszego ogniwa.
- Co powiesz o kryzysach małżeńskich i rodzinnych, o próbach ich rozwiązywania?
Ja: Alkoholik wywołuje nieustanny konflikt. Niekoniecznie świadomie, choć i tak się zdarzało, by mieć powód do picia. Czasami podejmowałem jednak próby na zasadzie ograniczenia wódki lub nawet zaprzestania. Było to jednak słabe, bo krótkotrwałe, a często nawet kończące się kolejną obietnicą. Jedyną możliwością rozwiązania problemów jest terapia. Bez niej wszystkie moje działania wyglądały żałośnie. Oczywiście wiem o tym dopiero teraz. Wtedy sądziłem, że tak ma być.
- Jaki jest zatem preferowany model życia małżeńskiego i rodzinnego?
Ja: W moim odczuciu idealny jest równy związek partnerski. Taki w którym oboje potrafią z sobą rozmawiać i wspólnie budować życie. Czynny alkoholizm to wyklucza, bo bazuje na skrajnym egoizmie.
- Możesz wyróżnić jakieś zwyczaje i style picia? Motywacje sięgania po alkohol.
Ja: Moje zwyczaje były takie, by pić zawsze i wszędzie. Styl najczęściej umiarkowany w kwestii upojenia, choć nieraz fundowałem sobie tak zwany zgon. W sumie stylów jest tyle ilu alkoholików. Często również forma zależała od sytuacji. Te wykorzystywane były zawsze, bo albo była okazja do radości, albo do złości. Alkoholik jako doskonały manipulant, potrafi tak wszystko przekręcić, że na końcu "musi" się napić.
- A typowe zaburzenia w życiu rodziny spowodowane nadużywaniem alkoholu?
Ja: Zaniedbywanie. Wszystkich i wszystkiego. Wynika to ze wspomnianego egoizmu. Alkoholik może mieć przebłyski normalnych zachowań, ale zasadniczo nie kieruje się ogólnie przyjętymi normami. Gdy na horyzoncie pojawia się alkohol, wspólne obiady, spacery, odrabianie lekcji z dziećmi i tym podobne czynności, odchodzą na bardzo odległy plan.
- Niespełnione obietnice trzeźwości?
Ja: Dziesiątki, jeśli nie setki. Począwszy od kultowego "od jutra nie piję", po udowadnianie z pomocą esperalu. Ja osobiście stosowałem wszelkie ściemy, formy manipulacji i oszustwa. Potrafiłem jakiś czas nie pić, pić mniej lub udawać, że mniej piję. Zdarzały się też wpadki w stylu obietnicy o kulturalnej imprezie, która jednak kończyła się totalnym zachlaniem.
- Wyróżnisz jakieś rodzinne strategie radzenia sobie z uzależnieniem jednego z członków?
Ja: Większość strategii jest nieskutecznych, a wręcz szkodliwych. Kochająca rodzina potrafi się latami nabierać na piękne słowa i rzekomą wolę zaprzestania picia. W efekcie nieświadomie stwarzają alkoholikowi komfortowe warunki. Karmią biedaka, opierają i pomagają mu leczyć kaca. Najskuteczniejszą metodą jest zostawienie pijącego na pastwę jego nałogu. Niewiele rodzin się jednak na to decyduje i pozostaje im czekać. Czasami się doczekują.
- Co czuje człowiek, gdy jest sprawcą krzywd? Przecież kontynuuje picie pomimo szkód rodzinnych.
Ja: Jak pije to niewiele czuje, a jeśli nawet, to stanowi to powód do kontynuacji. Często wspomnienie wyrządzonych krzywd bywa podczas trzeźwienia bardzo trudne. Sądzę, że od pewnych spraw dobrze jest się odciąć grubą kreską. Wspomnienie wyrządzonych krzywd pomaga w terapii początkowej, później warto ten temat nieco odpuścić i ewentualnie powrócić po pewnym czasie. Są to jednak sprawy bardzo indywidualne.
- Znasz pewnie różne drogi do podjęcia leczenia?
Ja: Tak. Jedni podejmują terapię na oddziale, inni indywidualnie, jeszcze inni skupiają się na wspólnocie AA. Są osoby wierzące, którym ponoć Bóg pomaga i tacy jak ja, skupiający się na sprawdzonych metodach i oddający się doświadczeniu terapeutów. Osobiście jestem zdania, że każda metoda jest dobra, jeśli przynosi skutek. Nie wszystkich rozumiem w ich drodze do trzeźwości, ale przecież nie muszę. Ja moją terapię traktuję bardzo szeroko wliczając w nią: wizyty w poradni leczenia uzależnień, kontakt z drugim alkoholikiem poprzez miting, spotkanie, rozmowę telefoniczną i internetową oraz pisanie na blogu.
- A próba odbudowy więzi rodzinnych?
Ja: Myślę, że te, które całkiem się nie rozsypały można w pewnym stopniu odbudować. Wymaga to jednak ogromnego wkładu, zaangażowania i pracy.
- Czyli potrzebna jest reorganizacja życia i zmiany?
Ja: Oczywiście. Już samo trzeźwienie jest bez tego niemożliwe. By odzyskać zaufanie najbliższych trzeba wiele czasu. No bo niby skąd oni mają wiedzieć, że nie jest to kolejna cisza przed burzą? Alkoholik, jako osoba z natury niecierpliwa, chce na ogół szybkich zmian. Musi sobie jednak zdać sprawę, że to niemożliwe. Taka świadomość zwiększa szanse na sukces.
- Trzeźwe życie w rodzinie i poza nią – jaka jest jego realność?
Ja: Sądzę, że to wcale nie jest trudne do osiągnięcia. Jeśli rodzina jest wolna od nałogów, to może dość łatwo wesprzeć alkoholika. Przecież można zjeść obiad bez wina, czy wyprawić imieniny przy kawie. Znacznie gorzej jest, gdy wśród bliskich jest inny nałogowiec. Osobiście nie wyobrażam sobie koszmaru trzeźwienia w takim towarzystwie. Na szczęście nie muszę.
- Można zatem budować pozytywną tożsamość po wyjściu z nałogu?
Ja: Kurde! Ja do tej pory nie wyobrażam sobie do końca jak fajnie można to robić. Co rusz zaskakują mnie pozytywne reakcje ludzi, którzy we mnie wierzą, darzą sympatią i pomagają. Często pewnie nieświadomie, ale jednak. Dość powszechna obawa przed odrzuceniem po tym, gdy człowiek przestaje pić jest kompletną bzdurą. Odrzucić trzeźwiejącego może jedynie pijące towarzystwo, a ono nam już przecież potrzebne nie jest. Wszyscy inni spojrzą przyjaznym okiem.
- A coś takiego jak piętno alkoholizmu?
Ja: Istnieje i jest dość spore, ale da się z tym żyć. Alkoholizm to swoisty wyrok dożywotni. Nigdy nie można zapomnieć o tej tożsamości, bo nawet po wielu latach ona nie zaniknie. Jeden kieliszek po pół wieku trzeźwienia zrujnuje wszystko. Najciężej jednak żyje mi się z pewnymi zachowaniami, które rozwinęły się przez lata picia.
- Jakimi?
Ja: Brak cierpliwości, porywczość, złość, agresja, naiwność i jedno z najtrudniejszych do opanowania - poczucie odrzucenia.
- Czyli jednak, alkoholizm jako choroba samotności?
Ja: Oczywiście. Może to się wydawać dziwne, ale w niezliczonej ilości sytuacji flaszka wódki była najlepszym przyjacielem. Teraz należy sobie wyobrazić, że on znika i w dodatku na moje życzenie. Gdzie w tym momencie uzyskać ukojenie? Kto pomoże w kryzysie, wesprze itd.? Ja odnajduję ukojenie głównie w sobie, bo często z sobą rozmawiam. Robiłem to, gdy piłem i teraz ciężko to zmienić. Nie wiem jednak, czy powinienem to zmieniać. Jeszcze do tego nie doszedłem. Wiem natomiast, że mam spory kłopot z komunikacją.
- Stereotypy na temat alkoholu i alkoholizmu. Ponoć jest ich sporo?
Ja: Najbardziej typowe, to brudny pijak gdzieś na ulicy, który żebra o grosz, bo zbiera na wino. Inne to awanturnik, ktoś kto bije żonę i dzieci. Nierób, który bazuje na innych i wiele podobnych. W większości są to bardzo skrajne obrazy, które owszem, przewijają się i są łatwe do zauważenia, ale nie są jedynymi. Jest cała masa alkoholików wykraczających poza te stereotypy. Na zewnątrz prowadzą normalne życie, a w środku cierpią, piją i cierpią. Niedawno na jednym z forów pojawiło się pytanie "czy potraficie rozpoznać alkoholika?". Temat rzeka.
- Ponoć nikt nie rozumie alkoholika lepiej niż drugi alkoholik. Co sądzisz o solidarności w walce z nałogiem?
Ja: Tak jest w praktyce. Bardzo często w rozmowie z osobą mi podobną wystarczy zacząć i wrzucić "no wiesz..." Nie musimy sobie nawzajem wiele tłumaczyć, a ograniczamy się głównie do dzielenia się sposobami na radzenie. Każdy z nas ma bardzo podobne doświadczenia z przeszłości, a te obecne pomagają nam, jeśli się nimi dzielimy. Większość ludzi choć niby wie, czym jest alkoholizm, to tak naprawdę nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Na pewno nie są w stanie tego dobrze zrozumieć. Jest to logiczne, bo ja również nie pojmę wielu ludzkich doświadczeń, z którymi nie miałem bezpośredniego kontaktu. Kontakt z trzeźwiejącym alkoholikiem, to jedna z najcenniejszych rzeczy jakie mam.
- Zdarzają się jednak nawroty choroby i trudności w trwaniu w trzeźwości.
Ja: Tak, zdarzają i będą się zdarzać. Są osoby, które twierdzą, że ich to nie dotyczy. Nie neguję, ale nie rozumiem. Ja wielokrotnie miewałem dziwne momenty. Bywało, że bardzo pragnąłem wódki jako takiej, że brakowało mi stanu po jej wypiciu, że gubiłem sens swojej trzeźwości. Nie są to u mnie stany ciągle się powtarzające, lecz się zdarzają i nie należą do przyjemnych.
photo d'internet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz