piątek, 7 sierpnia 2015

Wewnątrz...

...taki kawałek, jakby wyrwany z kontekstu. Sądzę jednak, że pod wpływem pewnych emocji udało mnie się przemycić nieco więcej swego wnętrza... Wyszło m.in. od tego, że wspomniałem o ofercie pracy na wysypisku śmieci.

A: "uważam, że możesz O WIELE WIĘCEJ, niż praca na wysypisku...."

Ja: Tylko, że ja nie wiem, czy tego chcę. A nawet jeśli, to czy jest to odpowiedni moment. I chyba tak naprawdę wielokrotnie ulegałem przekonaniu innych, że mogę więcej, że potencjał i inne takie. Ale czy mnie to jest do czegoś potrzebne? Wcale nie mam o tym przekonania, bo niby do czego? Mam: gdzie mieszkać, na czym spać, na co patrzeć i czego słuchać. Posiadam (...). Do tego piękna okolica w sumie. Na ch... mi więcej prócz paru złotych na spokojne korzystanie z tego, co wokół i niedrogą w sumie pasję, jaką są bule? Nie zarzekam się, ni nie zaprzeczam. Po prostu w chwili obecnej tak czuję. Chciałbym raczej przeczekać, może kiedyś, przeca jeszcze nie umrę, a nawet jeśli, to nie szkodzi.
Ogrody były fajnym pomysłem przy założeniu, że nie jestem sam i wraz z kimś dostajemy kasę. Kasę na sprzęt, bo uwierz, że bez tego się nie da. Motyką i sekatorem, to se mogę u siebie dłubać, bo lubię. By robić coś poważnie potrzeba sprzętu. Maszyn, którymi będę pracował i pojazdu do ich wożenia. To nie jest parę złotych. Ja na zwykły ręczny wydałem kilkaset. Prawda jest taka, że nie mam z kim tego robić, a samemu nie ma sensu. Zadzwoni ktoś czasami, by coś mu przekopać, posprzątać i tyle. Z tego nie wyżyję. Ruszyłem z tym dość ostro, bo chciałem sprawdzić, czy to pójdzie. Sprawdzić na sobie, nim wykonam ruch, którego mógłbym żałować. Nie chcę kredytów, ani dotacji, których może nie spłacę. Mam dość długów i panicznie boję się kolejnych. Wielu innych rzeczy też się boję. Jak powiedziałaś A., nie jestem z żelaza.

Jestem słabym człowiekiem, który jak do tej pory, niezbyt dobrze radzi se w życiu. To co widzą niektórzy na zewnątrz niewiele ma wspólnego z moją osobą. Owszem, staram się śmiać i cieszyć i dzielić się tym, chwalić. Wewnątrz jednak ciągle mam jakieś przerażenie, pustkę i samotność. To nie jest od teraz, od historii z E., tylko od dawna. To, iż nie piję pomaga głównie w tym, że nie mnożę kłopotów i ludzie inaczej patrzą. Ale to jakby kurna na pokaz, bo mnie często nie pomaga. Mi jako Rafałowi jest na co dzień wiele ciężej bez wódki, która pozwalała mi przetrwać. Od ukończenia terapii wstępnej wymagam stałej opieki, bo inaczej to bym się już wielokrotnie rozleciał. To nie jest fajne życie. Jeśli do tego dochodzą momenty, jak ten, to mam wrażenie bycia przygniecionym wielkim głazem.

Dlaczego mam problem z poczuciem własnej wartości? Nie wiem. Nie wstydzę się tego, że jestem alkoholikiem. Nie wstydzę się przeszłości i tego co robiłem. O wielu sprawach mówię otwarcie i chyba nawet mi to w czymś pomaga. Ja mam chyba raczej poczucie beznadziei i własnej bezsilności. Potrzebuję sporo uczucia i bliskiego wsparcia. Może właśnie dlatego (ostatnio pytałaś) zwracam się ku "takim" kobietom. One też twierdzą, że mogę więcej i sprawiają wrażenie, że mogą mi w tym pomóc. Otoczony ciepłym ramieniem zaczynam wierzyć w tę troskę, a później nadchodzi prawda. A ona boli, bo wskazuje, że wcale taki ważny nie jestem. Nieistotne... Wracając, sam sobie i dla siebie bardzo słabo radzę. Brak mi motywacji chyba, bo niby w imię czego? Siebie samego? Nie przemawia do mnie, tak jak nie przemawia dbałość o zdrowie, bo tak. Pierdolenie!

Wysypisko zdaje się fajne, bo to nie prywaciarz, który się królem mianował. Ja z takim durniem to chwilę wytrzymam. Później w najlepszym wypadku powiem co myślę i tyle mnie widział. Gdybym trafił na taką kierowniczkę, jaką miała (...) niedawno, i gdyby była facetem, to bym do lasu wywiózł. Nie żartuję. To są niestety moje reakcje i póki co, nic za nie nie mogę. Nie być agresywnym! Ale kurde dlaczego? Leczę się z tego i co mam? Jakiś czas temu, napadnięty przez gościa nie zrobiłem nic. Obił mi mordę jak chciał. Policja też nic nie zrobiła. Prokuratura także, choć zaskarżyłem ich decyzję. Oddałem sprawę do sądu, a ten ma w dupie. Przez tyle czasu miało być jedno posiedzenie, które odwołano z powodu choroby... A we mnie to siedzi i się gotuje i bardzo żałuję, że gnoja na OIOM nie wysłałem. A mogłem, bo takich leszczy to parami kiedyś słałem. Co bym osiągnął? Satysfakcję i to wystarczy. (...)

Wracając do tematu, właśnie by uniknąć szefów-oszołomów (choć oczywiście nie twierdzę, że każdy taki jest), chciałem zrobić coś swojego. I nadal bardzo chcę, ale póki co nie wiem, w którym iść kierunku i, co najważniejsze, czy to już ten moment. Ja chyba naprawdę muszę usiąść gdzieś w ciszy i przeczekać, aż to wszystko, co we mnie siedzi jakoś odparuje. I nie chodzi tu o to, że mam jakieś wielkie wymagania od świata, bo ja wcale nie uważam, że coś mi się należy. Chcę tylko spokoju i normalnego traktowania. W przypadku pracy, od której wyszliśmy, oczekuję teraz jedynie zwykłej pensji za zwykłą pracę. Tyle! Żadnych filozofii, ideologii, ambicji, wyścigu szczurów i pogoni najkrótszą drogą, do jeszcze większej degeneracji psychicznej niż mam teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz