poniedziałek, 10 listopada 2014

Pod Mocnym Aniołem...

Po wysłuchaniu książki zatytułowanej "Pod Mocnym Aniołem", zapoznałem się wreszcie z filmem o tym samym tytule. Odczucia mam jeszcze gorsze. Przeniesienie lektury na ekran zdaje się służyć jedynie ukazaniu w jeszcze bardzie brutalny sposób tragedii ludzkiej wynikającej z alkoholizmu. 

Obraz jest szary, brudny i w pełni, do przesady pesymistyczny. Oczywiście, życie w nałogu wcale nie jest wesołe, jednak nie polega ono jedynie na pławieniu się w wódce na przemian z rzygowinami. Ogólnie nie chce mnie się z tym wszystkim polemizować, ponieważ łapy kompletnie mnie opadły. W moim odczuciu przeniesienie na ekran książki wynikało chyba jedynie z chęci wykorzystania popularności tytułu. Twórcy nie dali z siebie kompletnie nic. Co udało im się na pewno, to wywlec na zewnątrz syf, który robi wrażenie na większości widzów.

Staram się uwierzyć, że w taki sposób mogła wyglądać część życia głównego bohatera. Jako trzeźwiejący alkoholik, z pewnym doświadczeniem w piciu, nie jestem się jednak w stanie się z tym zgodzić. Ponadto, gdybym oglądając ów film znajdował się nadal w czynnym nałogu, to mój wniosek byłby następujący: "Kurde, ze mną wcale nie jest źle i nie widzę opcji, by miało się tak stać. Faktycznie, ludzie dookoła kłamią mówiąc na mój temat". Tak, zdecydowanie znalazłbym tu bardzo silne usprawiedliwienie i to nie tylko dlatego, że tak robi przeważająca większość alkoholików.

Na koniec drobny szczegół. Były momenty, że obrazy denerwowały mnie do tego stopnia, że musiałem pauzować. Cieszę się, że nie poszedłem na "Anioła" do kina, bo raczej bym wyszedł. W domu przełknąłem go na trzy raty...
texte par Raphaël 
photo: filmweb.pl 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz