poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Dzień dwudziesty dziewiąty...

Z zeszytu:

"Dzień bardzo napięty był. Nawet se nie poleżałem. Miałem zajęcia z radzenia sobie ze złością i agresją (1). Później wykład i kolejne spotkanie ze studentami. Nie miałem zbytnio na nie ochoty, jednak terapeuta skutecznie mnie wkręcił.
Zaraz po nim był miting z alkoholikami z zewnątrz.
Między zajęciami aby przerwa na fajka była. Kolację jadłem godzinę później (2). W nagrodę załapałem się na dwie i dodatkowy obiad (3). Tym południowym się nie najadłem, to sobie odbiłem. Chleba mnie nawet zostało...
Dwóch chłopa dziś doszło. Tyluż zresztą wyszło i to obaj z mej grupy - koledzy K. i J.
Na mitingu było bardzo fajnie, pouczająco. Studenci też całkiem logiczni się wydali.
O pół do dziewiątej zmęczony się już czuję. Telefonu nie było. W niedzielę chyba odwiedziny. Zasnąłem od razu."

(1) Miałem spore nadzieje z tym związane. Nawet chciałem się wcześniej na te zajęcia wkręcić. Niestety zawiodłem się raczej, gdyż nie znalazłem odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, ani rozwiązań dla mych zachowań. W sumie, to znacznie bardziej pomogły mnie późniejsze indywidualne spotkania i moja własna chęć zmiany. Pewnie dlatego, jakiś czas temu na agresję nie odpowiedziałem zdwojoną. Nie odpowiedziałem nawet wcale...
(2) Taka intensywność niekiedy się przydawała, ale najczęściej jednak okazywała się zbyt męcząca. Nie da się zbyt wielu rzeczy ogarnąć jednorazowo. Zaczyna się to wszystko wtedy rozmywać. Ponadto u mnie układa się w pewnej hierarchii, przez co pozornie mniej istotne sprawy bywają w efekcie pominięte, zapomniane.
(3) I jak tu było nie tyć?
(<< dzień dwudziesty ósmy) (dzień trzydziesty >>)
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz