W wielu sytuacjach pomaga, bo jakoś wtedy różne emocje się same (?) rozchodzą. Dziś miało być podobnie, jednak gdy się zbudziłem, to strasznie chciało mnie się pić. Na początek wypiłem chyba litr wody, choć nie wodę miałem w głowie. Później nieco przystopowałem, bo bym się posikał, ale i tak kilka razy dolewałem do podręcznej butelki. Ślinotok miałem taki, jak rzadko. Już we śnie mnie on dopadł. Dziwne zjawisko połączone z silnym pragnieniem wódki.
Wsiadłem na Osiołka i pojechałem do lasu, gdzie intensywnie przejechałem kilka kilometrów. Kocham krzaki i dobrze się w nich czuję. Nie zawiodły mnie również ich mieszkańcy, zatem spotkałem wiewiórę, sarnę i zająca. Dokładając wysiłek fizyczny poczułem się nieco lepiej. W przewie odetchnąłem nieco, by nie sapać w słuchawkę i zadzwoniłem do znajomego alkoholika. Do gościa, który ma dodatkowo pewne podobne do mnie wspomnienia, przeżycia. Pogadaliśmy o nich, ale w sumie tylko chwilę. Reszta była o tak zwanej dupie Maryny.
Efekt? Poczułem się jeszcze lepiej. Dołożyłem do tego kolejną dawkę pedałowania wśród zieleni i wróciłem do dom. W chwili obecnej nie uważam się za cudownie uleczonego, jednak z całą pewnością jest lżej. Nie mam obawy i czuję się wyciszony...
texte par Raphaël, photo: amie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz