sobota, 28 czerwca 2014

Dzień dwudziesty czwarty...

Z zeszytu:

"W nocy śniło mnie się, że jedna z terapeutek miała firmę i chciałem w niej pracować. Problem polegał jednak na tym, że byłem w ciągu. Mówiłem, że nie piję ale wiedziałem, iż jest inaczej. Bez klina nie dałbym rady. To nie był przyjemny sen, rano miałem kaca...
Do tego pogoda za oknem przygnębiająca i padało. Później się wypogodziło i nawet zrobiłem sobie pranie. Bielizna schnie na suszarce a reszta na zewnętrzu. Po obiedzie byłem połazić z kolegą J. Przed społecznością byłem też w sklepie, by kupić koleżance I. gilzy do fajek. Po spacerze a przed wykładem położyłem się na 45 minut spać. Miting był wielką porażką. Dorosłe ludzie, a zachowują się jak gówniarstwo (1). Katastrofa! 
Po kolacji szybkie mycie, jakieś telefony i koniec dniówki."

(1) Mitingi oddziałowe, nawet te spikerskie pozostawiały wiele do życzenia. Z racji tego, że są obowiązkowe ludzie nie chodzili na nie z wewnętrznej potrzeby. Dążyli do szybkiego zakończenia i co najgorsze, często zachowywali się bardzo niestosownie. Najlepsze były te czwartkowe, w których uczestniczę do dziś i niektóre wtorkowe, gdy uczestniczył w nich terapeuta. Wtedy chociaż dyscyplina była.
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz