sobota, 8 marca 2014

Dzień ósmy...

Z zeszytu:

"7.15 - spotkanie z S, miast rozruchu. W sumie 45 minut i spóźnienie na śniadanie. Przed południem kontynuacja rozmowy, a w efekcie skierowanie do grupy docelowej. Której? Dowiem się jutro rano. Wymęczyły mnie te dyskusje psychicznie tak, że miałem spore skoki nastoju. Do tego stopnia, że poszedłem na dodatkową rozmowę z terapeutką. Była nią K (1).
Na społeczności była afera dotycząca koleżanki J i jej butów, które zaginęły a następnie się odnalazły. Wczoraj padło kilka mocnych słów, a nawet gróźb. Ja ich nie słyszałem, lecz mimo to się odezwałem. Nie rozumiem, dlaczego nikt z tych, którzy w tym uczestniczyli się nie wypowiedział. Dziwne. Dopiero po mej wypowiedzi odezwał się kolega M.
Trochę to pomogło we wstępnym rozwiązaniu problemu. Na koniec podsumowałem, że nie jesteśmy tu po to by się kochać, lecz by się wspierać lub co najmniej szanować.
Fajny miting dziś był, bo przyszli ludzie z zewnątrz (2). Ciekawe doświadczenie.
Dwie osoby dziś odeszły, bo ukończyły terapię (kolega R i koleżanka K). Dodatkowo wyszedł jeden, który miał zdrutowaną szczękę i dodatkowe kłopoty z tym związane. Jeszcze inny, kolega M, przeszedł na inny oddział (psychiatria). Jak na mój gust, to tylko grał, lecz pewnie miał ku temu powód (3). Doszło dwóch nowych (kobieta i mężczyzna).
Jest prawie dwudziesta trzecia, poczytam Lema i lulu."

(1) W pierwszym momencie trochę mnie to zdezorientowało, gdyż myślałem, że skoro grupę prowadzi S, to ona powinna ze mną porozmawiać. Po chwili okazało się jednak, że terapeutka K jest bardzo konkretną kobietą i rozmowa z nią przyniosła mnie sporą ulgę. Co ciekawe, oboje zapamiętaliśmy tę rozmowę do końca. Ponadto z czasem nauczyłem się być bardziej otwarty i zrozumiałem, że przeca jeden terapeuta nie może stać się moim aniołem stróżem na zawsze. 
(2) Według programu dnia. Czwartek, czyli miting, na którym zjawiają się ludzie z zewnątrz. Pacjenci nie mają obowiązku w nim uczestniczyć. Mogą wybrać film edukacyjny. Bardzo polubiłem te spotkania i z perspektywy czasu uważam tę grupę jako moją macierzystą.
(3) Zdarzały się osoby, które traktowały oddział i cały szpital jako swoistą kryjówkę przed problemami świata zewnętrznego. W szczegóły jednak nigdy nie wnikałem, nie moja sprawa.
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz