piątek, 7 marca 2014

Czym jest dla mnie miting AA?

Temat rzeka ale spróbuję. Postaram się też nie rozpisywać. 
W największym skrócie na tytułowe pytanie mógłbym odpowiedzieć - nauką. Niby tylko trzeźwienia, lecz na kilku co najmniej płaszczyznach. Jedna z najcenniejszych lekcji, jakie otrzymuję na spotkaniach AA, to nauka na błędach innych. Taka bezpieczna zasadniczo, ponieważ wymaga jedynie uważnego słuchania. Przykładowo, opowieść o tym, że rezygnacja z pewnych sprawdzonych zachowań u jednego, drugiego, czy szóstego kolegi zakończyła się kryzysem. 
Czym kończy się zabawa z piwem bezalkoholowym? Po ponad dziesięciu latach trzeźwości poskutkowała sześcioletnim ciągiem. Łażenie do knajpy, gdzie wszyscy piją? Kolega pił w tym towarzystwie jedynie kawę. Niestety tylko do czasu. Udowadnianie sobie i innym, jaki jestem mocny? Bezmyślne powąchanie flaszki po wódce spowodowało załamanie. Udział w suto zakrapianej imprezie? Kolegę szlag trafił i postanowił nie być gorszy. Odpuszczanie mitingów, bo mnie się nie chce? W efekcie przestało się chcieć trzeźwieć. Rezygnacja ze spotkań z innymi alkoholikami? Kolegę doprowadziło to do tego, że zapomniał, iż jest jednym z nich. Pamięć o swej bezsilności jakiś dziwnie mu się zatarła. Takie przykłady mogę mnożyć...

Są także pozytywy. Kolega na mitingu dowiaduje się, że od pewnego czasu zmieniło się jego zachowanie. W efekcie udał się na oddział i to go uratowało. Kolega opowiada nagle o nowym asortymencie na stoisku alkoholowym i natychmiast dostaje sygnał od innych. Oni mieli podobnie i był to początek końca. Ktoś opowiada o znajomym, który po latach zapił. Co to znaczy? Przestroga dla innych, by nigdy nie byli zbyt pewni. Kolega zaczyna źle się czuć i postanawia udać się czem prędzej na terapię. Jest to sugestia dla reszty, że nie warto czekać, trzeba szukać pomocy. Ktoś nie zjawia się na mitingu i w przerwie już doń dzwonią. Świadczy to o tym, że nie jest sam, ktoś o nim myśli, martwi się. Warto mieć kogoś takiego...

Są na tym świecie pewne racje, fakty i prawdy, które ludzkość odkryła dawno temu. Są także tysiące ludzi, którzy wszelkie teorie próbowali obalić. Nie mają w związku z tym dobrych wspomnień. We wspólnocie dzielą się tym z innymi, ze mną również. I tutaj zaczyna się moja robota. Muszę słuchać i wyciągnąć wnioski. Skoro tysiąc moich poprzedników poległo w walce z alkoholem, to dochodzę do wniosku, że nie zamierzam być numerem 1001 w statystykach. Oczywiście zawsze mogę zapragnąć na własnej skórze przetestować działanie ognia. Nie wydaje mnie się jednak, bym jako jedyny na świecie, nie uległ poparzeniu. Mam sporo różnych talentów ale cudów czynić nie potrafię. 

Na mitingu AA nikt mnie nie daje rad, ni wskazówek. Niemniej za każdym razem mam podane na tacy przykłady różnorakich zachowań. Zarówno tych, które prowadzą do upadku, jak i ratujących trzeźwość. Wystarczy, że przyjdę, usiądę, posłucham i przemyślę. Mogę se również pogadać, co notabene lubię i najczęściej czynię. Nikt mnie w tym nie ogranicza, nikt nie przeszkadza, nie komentuje, nie ocenia. Ponadto w ten sposób więcej ludzi mnie poznaje, a to zwiększa moje szanse przetrwania. Może kiedyś to u mnie, ktoś wcześniej niż ja sam, wyczuje że dzieje się coś złego. Alkoholik nie oszuka alkoholika, bo alkoholik zna alkoholika nawet jak go nie zna. Przekonałem się o tym nieraz. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ spotykamy się tam każdy dla siebie i po to by sobie pomagać.

Czy są jakieś straty? Koszt uzyskania przychodu? Jakoś nie mogę się takowych doszukać, a wynika to z tego, że po prostu nie chcę. Sądzę, iż na tym etapie, jestem chyba w stanie obalić większość teorii o tym, że mitingi są niepotrzebne. Mam kolegę, który niemal za każdym razem opowiada tą samą historię. Znam ją niby na pamięć, a jednak nigdy nie przedstawia jej w stu procentach tak samo. Poza tym, nawet gdy zaczyna mnie chwilami nudzić, to mimo wszystko mnie czegoś uczy. Uczy mnie pokory, a także szacunku dla jego potrzeby wygadania się. Odległość, dojazdy i czas na nie poświęcany również nie są żadną przeszkodą. Gdym się jakiś czas temu dowiedział, że woda w Bałtyku ma procenty, po poszedłbym tam choćby pieszo i na boso...
texte par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz