sobota, 7 listopada 2015

Dzień sześćdziesiąty pierwszy...

Z zeszytu:

"Dzień według planu jak niedziela (jest święto). Wieczorem i w nocy padało, ale rano już nie zatem rozruch przeprowadziłem w formie spaceru. Szedłem obok kolegi J., bo ponoć ostatnio tempo było dla niego zbyt duże. Starałem się iść wolno, by się grupa zbytnio nie rozciągnęła, ale jednak wyszło nie tak. Społeczność nareszcie poprowadził kolega R. Odważył się i całe szczęście, bo dziś już dyżur zdajemy, a na kolejnym być może nie będzie miał wyboru (1).

Ja gwizdek przekazałem koleżance B. Nie wiem, jaki to ma sens skoro trzy ostatnie dni się zwalniała rano i nadal coś jej dolega. Bab jednak nie zrozumiem. Przed obiadem się zdrzemnąłem. Po nim poszedłem na spacer. Pogoda przednia i całkiem miło było. Zahaczyliśmy o sklep po drodze. Teraz pije kawę, a za kwadrans będzie wykład.

Podczas obiadu policja jedną kobietę przywiozła. Jak twierdzi, nie była jeszcze tylko w burdelu, zatem pewnie szybko się zaaklimatyzuje. Nie gadałem z E. od czasu zjazdu. Dzwoniłem, ale nie odbiera. Dziś ona próbowała, ale ja nie mogłem, później poczta się odzywała. Kolega P. czytał dziś o szkodliwości alkoholu. Zajęło to 4 minuty, więc później dowcipy opowiadał. Zna ich całe mnóstwo.

Przed lekturą gadałem trochę z J., bo dostał doła. Chyba se nie radzi z sobą, a co za tym idzie, z pobytem tutaj. Chodzi o tego młodego 22-latka, który przyszedł w piątek. Na lekturze czytałem w grupie o seksoholizmie. Teraz już po kolacji (obfitej, bo mam sporo jedzenia) i czekam na pogaduchy z A. Przedtem zrobiłem pranie i się wykąpałem. Kolega K. znów zad zawraca, by mu z kolejną pracą pomóc. Nie dalej jak wczoraj jedną mu zredagowałem."

(1) Jak ktoś ma opory, to dobrze by miał przy sobie kogoś z doświadczeniem. Dlatego go trochę namawiałem i się udało. 
(<< dzień sześćdziesiąty) (dzień sześćdziesiąty drugi >>)
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz