środa, 4 lutego 2015

Telefon komórkowy jako szkodliwy element terapii...

Czasami kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy, sam sobie wyrządzam krzywdę. Nieraz potrzebuję sporo czasu, by zyskać większą świadomość, choć o pewnych rzeczach dowiedziałem się już na terapii. Gdy na nią poszedłem, postanowiłem stosować się do wszystkich zasad, bo doszedłem do wniosku, że tak będzie dla mnie najlepiej. Prawie się udało, lecz niestety nie potrafiłem wyłączyć komórka. Był wyciszony, lecz nigdy wyłączony.
Dlaczego to było złe? Z bardzo prostej przyczyny. Na terapii miałem zajmować się sobą i swoim zdrowieniem, a nie wplatać w to różnego rodzaju bodźce zewnętrzne. Cokolwiek, ktokolwiek myśli o zasadach, tamte na Dziekance uważam za w pełni uzasadnione. Włącznie z telefonem, który niejednokrotnie wybijał mnie z rytmu. Miast skupiać się na rzeczach ważnych zajmowałem się chwilami czymś innym, co nieraz mnie uwsteczniało.

A teraz, gdy już jestem dużo mądrzejszy, bardziej doświadczony itp.? Okazuje się, że robię podobnie. Choćby idąc na miting nie potrafię w pełni się poświęcić, tylko wyciszam telefon, by w przerwie spojrzeć, czy ktoś, coś, być może... Po jakiego czorta? Wszak przerwa również jest częścią mitingu. Jest to czas na przemyślenia lub rozmowę z drugim trzeźwiejącym alkoholikiem. Jakie skutki niesie z sobą komórek nie zdawałem se sprawy aż do wczoraj.

Wylazłem na przerwę i oczywiście spojrzałem na telefon. Okazało się, że Pani Moja klucza nie ma i czeka pod drzwiami. Chciała bym przyjechał wcześniej, co uczyniłem zrywając się po pierwszej części mitingu. Wcześniej pojechałem nań poszukać wyciszenia i innych pozytywów. W efekcie wracałem z ciśnieniem podniesionym na maksa, co utrzymywało się prawie do rana. Miałem wziąć udział w terapii, a dałem się z niej wyrwać na własne życzenie. 

Wszak wystarczyło wyłączyć telefon, by nie dać się wkręcić w banały świata zewnętrznego, na które i tak wpływu nie mam. Sytuacja z kluczem nie była szczególnie nagła, istotna i wymagająca natychmiastowej interwencji. Wystarczyło na te dwie godziny wyłączyć telefon i nic by się nie stało. Wrócił bym godzinę później, lecz zapewne w dużo lepszym stanie, co pomogłoby nam obojgu. Dodatkowa godzina pod drzwiami nie zaszkodziłaby też Mej Pani.

Od tej pory będę wyłączał komórek. Dwie godziny to nic w porównaniu z czasem jaki potrafiłem przepić. Gdybym przez taka bzdurę, które niestety na mnie działają, zachwiał swoja trzeźwość, to mógłbym nie odebrać dwa dni, tygodnie, miesiące... (?)

texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz