I tak biegłem, on jechał, coraz niżej i niżej. Prędkość mieliśmy równą więc się doń nie zbliżałem, ani on nie odjeżdżał. Trwało to dość długo, aż do samego dołu. Tam się korek zluzował, gość depnął i odjechał. Pozostałem na dole zdyszany i mijany przez kolejne pojazdy. Przypomniałem se wtedy o moim, pomarańczowym, lecz go nie widziałem. Zacząłem więc włazić ku górze, by go za chwilę spotkać, jak zjeżdża. Niestety plan się nie powiódł i po wielu metrach ujrzałem jego wrak w przepaści. Bez kierowcy wypadł z drogi i go utraciłem.
Gdy się obudziłem, jedna myśl mnie świtała. Po jaką choinkę tak się denerwuję? Tym bardziej na osoby i sprawy, na które nie mam wpływu. I komu ja niby chciałem cokolwiek udowodnić? I co najważniejsze, co takiego zyskałem?
texte et photo par Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz