sobota, 24 stycznia 2015

Koniec rozdziału...

Pewnego rozdziału, którym było dla mnie Centrum Integracji Społecznej. Zakończyłem z nim współpracę wczoraj wieczorem, co notabene bardzo mnie cieszy, gdyż miałem już serdecznie dość nasilającego się tam bałaganu tworzonego na fundamentach absurdu. Nie czas to jednak ni miejsce, by to opisywać, a wyszłoby z tego niezłe opowiadanie. W chwili obecnej minął rok i właśnie dlatego kończę ową współpracę. Nie dlatego, że coś zepsułem, olałem, czy miałem wódkę w głowie. Wszystko zgodnie z planem, bez żadnej demolki...
Przez ten okres przeżyłem różnorakie momenty. Było ciężko, beznadziejnie, ale również fajnie i wesoło, jak w codziennym mym życiu. Najważniejsze, że udało mnie się znaleźć tam to, czego po wyjściu z terapii szukałem. W miarę stabilnego zajęcia, dzięki któremu nie miałem czasu, by siedzieć i ubolewać nad swoją chorobą. Jednocześnie nie było to jakieś szaleństwo, które mogłoby mnie całkowicie pochłonąć doprowadzając do zapomnienia, kim jestem.

Miałem czas dla siebie i na kontynuację terapii, a jednocześnie możliwość wspierania poczucia własnej wartości. Przy okazji poznałem kilka ciekawych osób. Dowiedziałem się także co nieco o możliwościach rozwoju, z czego po zgłębieniu tematu, mam zamiar wkrótce skorzystać. Trenowałem swoją cierpliwość, wyrozumiałość i spokój. Ty chyba głównie dzięki nim udało mnie się przetrwać bezkolizyjnie nie wywołując żadnej afery.

Podsumowując, choć dla większości osób ten konkretny CIS jest generalnie bezużyteczny, mnie osobiście pomógł. A może to ja sam sobie pomogłem?
texte par Raphaël 

1 komentarz:

  1. Witam także byłam w CIS 2 lata i odnalazłam swoją wewnętrzną motywację pozdrawiam serdecznie 🌞

    OdpowiedzUsuń