sobota, 15 listopada 2014

I po mitingu...

Mój pierwszy spikerski przeszedł do historii. Jadąc na niego czułem się całkiem pozytywnie. Nieco się to zmieniło, gdy już zasiadłem wśród ludzi. Nie da się ukryć, że trochę zdenerwowany byłem. Aby czuć się pewniej, w razie jakbym się zawiesił, przygotowałem sobie krótką notatkę o tym, o czym chcę powiedzieć. Zasadniczo jednak z niej nie korzystałem. Zajrzałem pod koniec, by upewnić się, czy czegoś ważnego nie pominąłem.
Jak zostałem odebrany, pojęcia nie mam. Wiem jednak, że chyba nie najgorzej skoro nikt w trakcie nie szeptał, nie ziewał ani nie zwiał. Osoby, które podeszły do mnie po mitingu były pozytywnie nastawione i podając rękę, dziękowały. Oczywiście ja sam również pragnę wszystkim podziękować, bo czułem się dobrze w ich towarzystwie i ani razu nie miałem ochoty uciec. Ponadto, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę, taki miting działa w obie strony. Nie wiem czy i komu ze słuchaczy mogła pomóc moja historia, ale na pewno pomogła mnie. Takie wspomnienia, choć lekkie nie są i niefajnie się do nich wraca, pozwalają pamiętać kim jestem, co robiłem i do czego wracać już bym nie chciał.


texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz