Poszedłem dziś na stację PKP i nim pociąg nadjechał to dostałem chcicę na wódkę. Na szczęście nic głupiego nie zrobiłem, wsiadłem grzecznie i pojechałem. Gdy dotarłem na Główny w Poznaniu myśli powróciły. Najgorsze, że miałem ponad godzinę do autobusu...
Polazłem do sklepu pooglądać aparaty foto, a później do muzeum motoryzacji. Wracając napotkałem na sklep. Wrrr... Ominąłem,lecz po chwili był drugi. Kiedyś tak przy dworcu nie było. Jak piłem i miałem chęć, to musiałem całkiem spory kawał miasta oblecieć. Teraz jest pod ręką, a co najdziwniejsze przedtem o tym nie wiedziałem. Dopiero dzisiaj,gdy takiego smaka na tą wódkę miałem.
Autobus nadjechał i udałem się do Wrocławia. Myślałem, że wszystko minęło lecz gdy wysiadłem, apetyt powrócił. Na domiar złego moja Pani miała dołączyć z poślizgiem, więc czasu miałem sporo. Spokojnie mogłaby już nie zdążyć mnie poznać. Udało się jednak i wymaszerowałem po mieście sporą część emocji.
Nie może być jednak zbyt łatwo. W knajpie, gdzie piłem kawę piwo na stoliku obok, mnie nie przeszkadzało. W drugiej, gdzie chcieliśmy coś zjeść, wódka zaatakowała mnie natychmiast. I to bardzo. Musiałem się ewakuować. To był bardzo ciężki dzień. Bardzo!
Optymistyczne jest to, że po raz kolejny kładę się spać trzeźwy.
texte par Raphaël
photo: biznes.newsweek.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz