wtorek, 2 września 2014

Dzień trzydziesty drugi...

Z zeszytu:

"Bolą nadal (1), jak cholera. Rozruch miał formę spaceru. Niedzielne zajęcia są, bo są. Nuda totalna. Odwiedziny miałem około dziesiątej. Pogadaliśmy na długość fajka i pojechali do Bydgoszczy. Gdy zadzwoniłem przed kolacją, to usłyszałem, że załatwili to, co chcieli. Fajnie.
Między wykładem a lekturą byłem na godzinnym spacerze (1). Pogadałem też przez telefon. Poza tym nic ciekawego się nie działo. Podstrzygłem kolegę D., przygotowałem się do snu i mam luz. Śnieg zaczyna topnieć. Szkoda.
Właśnie zdałem se sprawę, że mało z kim rozmawiam. Krótkie wymiany zdań z większością pacjentów i na tym w większości się kończy. Dłuższe gadki mnie męczą/nudzą (2)."

(1) Plecy, od dnia poprzedniego.
(2) O dłuższy raczej trudno było, bo wprawdzie teren szpitala jest dość spory, jednak nie aż tak. Ewentualnie można chodzić powoli i dublować ścieżki.
(3) Gadatliwą duszą towarzystwa to ja nigdy nie byłem ale tam to już kompletnie mnie życie towarzyskie nie interesowało.
(<< dzień trzydziesty pierwszy) (dzień trzydziesty trzeci >>)
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz