wtorek, 18 lutego 2014

Dobry dzień...

Czym on dla mnie jest? Czymkolwiek, byleby dobrym, a to już w dużej mierze zależy przede wszystkim ode mnie. Oczywiście nie zawsze, bo zdarzają się sytuacje nagłe, zdarzają się smutki lub złe samopoczucie. Często jednak samo moje podejście do konkretnych sytuacji jest w stanie przeważyć szalę.
Jedna z dobrych rad dla alkoholików polega na tym, by pomyśleć sobie wieczorem, co dobrego zrobiłem dziś dla siebie. Ja udałem się do Gniezna.


Czułem taką potrzebę już od dwóch dni. Nie wiem dlaczego i nie zamierzam w to wnikać, ale czułem. Wsiadłem zatem do pociągu i pojechałem. Na tyle wcześnie, by mieć czas na spokojny spacer. Rozglądałem się wokół i korzystałem z pięknej pogody. Gdy dochodziłem do celu, czyli do szpitala, spotkałem miłą znajomą, z którą chwilę porozmawiałem. Następnie udałem się na oddział, gdzie natknąłem się na panią kierownik. Już jakiś czas temu dopytywała o mnie i w dniu dzisiejszym nadarzyła się okazja, bym z nią porozmawiał osobiście. Bardzo się ucieszyła z mojego podejścia do trzeźwienia, a mnie dla odmiany podbudowała jej radość.

Spotkałem się również z moim terapeutą, który prowadził grupę, na której byłem. Porozmawialiśmy kilkanaście minut i było bardzo fajnie. Wysłuchałem również prowadzonego przezeń wykładu. Później spędziłem nieco czasu na rozmowach ze znajomymi osobami z terapii. Napiliśmy się wspólnie kawy, zapaliliśmy papierosa i pogadaliśmy o sprawach nieistotnych, a także tych bardziej ważnych. W dalszej kolejności wziąłem udział w mitingu oddziałowym. Dzięki temu zyskałem możliwość, by usłyszeć co nieco od ludzi, których jeszcze nie znałem. Mogłem się także wygadać. Na zakończenie pozostał mnie spacer powrotny w bardzo sympatycznym towarzystwie. Finał finałów tej wycieczki, to podróż Elfem, który rozpędził się do 129 km/h.

Nie wiem, Szanowni Telewidzowie, co sądzicie o tej banalnej opowiastce, lecz mnie dzień dzisiejszy dał bardzo wiele radości. Uczę się po prostu zauważać maleńkie, uśmiechnięte ziarenka i składać je w większą całość. W taki właśnie sposób jestem w stanie robić sobie dobrze w naturalny sposób, zamiast szukać sztucznej radości w butelce.

Na koniec podam Wam jeszcze jeden przykład mego podejścia do niektórych spraw. Jadąc w piątek rano na zajęcia przewróciłem się na rowerze. Pozbierałem się, dotarłem na miejsce, przepracowałem swoją dniówkę i wróciłem do domu. Z biegiem czasu ręka mnie jednak coraz bardziej bolała, dlatego zdecydowałem się, by pojechać na pogotowie (czy SOR, jak to się obecnie zwie). Z uśmiechem na ustach stwierdziłem, że chyba mam złamaną rękę. Nie dla wszystkich moja postawa była zrozumiała, lecz ja wyszedłem z założenia, że i tak nie mam na to wpływu. Załamaniem, smutkiem, czy złością się nie uleczę, a uśmiech pomoże mnie chociaż w zachowaniu pogody ducha. Obecnie rękę mam w gipsie. Nie przejmuję się tym, bo to niczego nie zmieni, nie przyspieszy. Przyjąłem ten drobny wypadek na klatę i tyle.

I jeszcze ciekawostka. Dziś na oddziale, o tym, że mam gips społeczność dowiedziała się dopiero gdy zdjąłem bluzę na mitingu, czyli po ponad dwóch godzinach pobytu. Nie jestem z tego dumny. Za to z faktu, że jakoś sobie radzę, owszem.

texte et photo par Raphaël

1 komentarz: