W jaki sposób możemy przedstawić głód alkoholowy? A ile właściwie takich sposobów jest? W sumie to nie wiem, ale zajmę się czterema, o których gdzieś, kiedyś słyszałem.
Na pewno jest to swoisty proces, który może (podkreślam może, a nie musi) powoli sobie narastać wraz z upływającym czasem. Wszystko jest w miarę OK, dopóki nie osiągnie on poziomu około 70 w skali do 100. Wtedy robi się naprawdę nieciekawie.
Powyższy rysunek jest oczywiście mocno uproszczony, bo gdyby takie prostolinijne zasady nami rządziły, to mało kto by zapijał. Znacznie częściej jesteśmy niczym góra lodowa. W dodatku sami dla siebie - cholera! Z zewnątrz niby nic, albo coś tam się dzieje, lecz ciut. W głębi jednak czai się zło, które najczęściej bardzo trudno dostrzec. Ciężko też stopić w morzu chorych emocji, choć temperatura wody jest sprawą indywidualną.Góry lodowe pływają wśród fal. Jest to chyba dość częsty przypadek "głodowania". Osobiście znam go najlepiej. Pojawia się i znika, narasta i maleje. Odczuwam błogi spokój, po jakimś czasie lekkie rozdrażnienie, aż wreszcie zaczyna mną telepać. Nie zawsze tak do końca, bo bywa, że niepokój znika, zatem poniższy rysunek jest tylko schematyczny. Pewną jego odmianą może być coś, co nazywałem kardiogramem. Wtedy skoki napięcia, a tym samym chęć napicia, były bardzo gwałtowne. Tak szybko, jak się zjawiały, tak też znikały. Sam nie wiem, co z tych dwóch jest "lepsze".
Pozostaje jeszcze wulkan, który drzemie sam w sobie do czasu, gdy się budzi. Tego też doświadczam, gdy długo, długo nic i nagle... jak mnie nie skręci. Najważniejsze w tej fazie, to nie dopuścić do wybuchu, bo to się kończy zawsze totalnym zniszczeniem. Taka gwałtowna erupcja, po dłuższym okresie spokoju niesie za sobą zawsze katastrofalne skutki.
Niezależnie od tego, na który rysunek spojrzymy, najtrudniejsze jest zawsze rozpoznanie problemu. Taka umiejętność, to już ogromny sukces, który może stanowić nie tyle gwarancję, co znacznie ułatwić zachowanie trzeźwości. Czego Wam i sobie, z całego serca, życzę.
texte et dessins par Raphaël
We mnie chyba najczęściej jest góra lodowa...
OdpowiedzUsuńU mnie też. Choćby dlatego, że tak do końca ciągle nie mam świadomości konsekwencji, ani tego jak daleko mogę zabrnąć w tym moim piciu.
OdpowiedzUsuńNajbardziej przemawia do mnie rycina wulkanu. Potrafi być długo uśpiony, jest nadzieja, że się nie "obudzi", ale jak dojdzie do erupcji, to lawa wylewa się wprost uszami.
OdpowiedzUsuń