czwartek, 8 stycznia 2015

Co z plecakiem?

Mój kolega "po fachu", choć w nieco innej dziedzinie, miał ostatnio graniczną przygodę. Wyszkolony pies, na przejściu, zakwestionował legalność przewożonego przezeń bagażu. Chodziło mu konkretnie o plecak, który wprawdzie był czysty, jednak przez lata transportował na potrzeby własne, różne narkomańskie gadżety. Tak przesiąkł tym zapachem, że tylko pies bez głowy mógłby ich nie wyczuć. Doprać się już nie da, trzeba zatem wyrzucić.
I tak se teraz myślę, że w zasadzie to łatwe. Oczywiście tylko i wyłącznie w przypadku pewnych przedmiotów. Cała reszta bałaganu, jaką zrobiłem pijąc przez lata jest niemożliwa do wyrzucenia. Nie da się tego nawet pozamiatać pod dywan. Nie chodzi tu jednak, bym miał się tym zamartwiać, gdyż ma to taki sens, jak płacz nad rozlanym mlekiem. Muszę iść do przodu i pamiętając o stratach, budować nowe rzeczy.

Co się da - wyrzucić. Co się spierze, warto wyprać. Nie ma się jednak co łudzić, że ze wszystkim pójdzie łatwo. Wielu mostów zawalonych nie idzie odbudować. Tym bardziej, że pasja i siła, z jaką to robiłem, były naprawdę ogromne. Teraz siłę, którą zdobywam przeznaczam do budowy nowych. Przez zawalone mosty nie mam dokąd wracać. Nowymi mogę gdzieś dojść.

Na koniec przykład z życia mego. Pijąc chodziłem do sklepu i znosiłem kolejne flaszki. Pełne oczywiście miały wartość, puste były nieważne, więc je tylko chowałem. Gdy trzeźwiałem przychodził moment, że trzeba było posprzątać. Ta pozornie banalna czynność była cholernie trudna, bo jak pozbyć się kilkudziesięciu butelek, tak by nikt tego nie widział?

Właśnie, to tylko szkło było, a tyle problemów sprawiało. Logicznym jest zatem, że sprawy naprawdę poważne wymagają ode mnie znacznie więcej energii. Energii, której jak mnie się zdaje, codziennie troszeczkę przybywa. Wystarczy ją powoli gromadzić i kierować w odpowiednia stronę.
texte et photo par Raphaël

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz