poniedziałek, 10 marca 2014

Huśtawka nastrojów...

Tak tu sobie piszę trochę i wydawać by się mogło, że to wszystko takie łatwe, piękne i różowe. Nic z tych rzeczy, bo choć generalnie nie miewam pokus związanych z alkoholem, to jednak nie zawsze czuję się świetnie. Ostatnio miewam dość podejrzane huśtawki i szczerze powiedziawszy nie bardzo wiem, z czego one wynikają. Najprościej byłoby określić to jako nawrót, ale raczej nie jestem skłonny do takich uproszczeń. W przypadku alkoholika w bardzo wielu sytuacjach można rzucić takie hasło, jednak jego nadużywanie ociera się o banał...

 Generalnie unikam ostatnimi czasy nadmiernych podniet, ekscytacji. Tak pozytywnych, jak i negatywnych, a ma to na celu lepsze rozpoznanie tego, co się ze mną dzieje. Wpadanie w euforię potrafi mnie skutecznie oślepić, dlatego wolę tego unikać. Staram nie uszczęśliwiać się na siłę ani nie poddawać się smutkom, jeśli coś nie wychodzi. Ostatnio jednak faktycznie kilka rzeczy nie poszło po mej myśli i choć omijam to co złe, jednak w przypadku większej kumulacji zdarzeń zaczynam się nieco gubić. 

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja chwilami nawet nie wiem o co chodzi. Nie potrafię se postawić diagnozy, na podstawie której mógłbym coś zrobić, w tym lub innym kierunku. Nawet nie umiem zwrócić się do kogoś z problemem, ponieważ nie potrafię go nazwać. Nie jestem zły, załamany, czy smutny. Wiem, że chwilami nie czuję się dobrze, w sensie pozytywnie, jednak sprecyzować nie potrafię. Na pewno kilka rzeczy mnie się ostatnio nie udało. Przykładowo wyjście do teatru, na koncert czy wyjazd na spotkanie z innymi i wspólne rowerowanie własnym sprzętem. Pograć w boules z ręką w gipsie też nie mogę. Poza tym nie bardzo mam z kim.

W każdym z tych i pewnie jeszcze kilku innych przypadków, na taki bieg akcji nie miałem żadnego wpływu i nie byłbym w stanie nic zrobić, by to zmienić. Co mogę, to staram się panować nad emocjami a nie, jak kiedyś, wkurwiać się na kogoś, czy na zbieg okoliczności. Poza tym, żadna z tych sytuacji nie jest niczym wielkim w porównaniu różnymi z ludzkimi dramatami. Niemniej są to moje małe sprawy, z których próbuję budować swoje małe radości i dla mnie osobiście są ważne. Staram się zgodnie z wszelkimi zaleceniami iść do przodu małymi krokami ale, coś chwilami nie wychodzi.

Ostatnio zadzwoniła do mnie koleżanka z problemem. Jak sobie później o tym pomyślałem, to jej pozazdrościłem. Oczywiście nie jej problemu, lecz tego, że go widzi, zna. Wiedziała, co ją trapi i co może jej pomóc. Zadzwoniła i choć wiedziała, że jej nie pomogę, to miała świadomość, że wysłucham i trochę pogadamy. Umiała sobie postawić diagnozę, a dzięki temu wiedziała jak może sobie pomóc, za co ją podziwiam. Ja tak nie potrafię w chwili obecnej. 

Wszystko, co napisałem nie oznacza oczywiście, że nie mam radości. Owszem, nawet bardzo dużo i nie jest moim zamiarem użalanie się teraz nad sobą. Cieszę się z bardzo wielu rzeczy, jak choćby ze słońca za oknem. Cieszę się też z tego, że choć coś mogę dla siebie zrobić. Mogę pojechać na miting, co zamierzam dziś uczynić. W poniedziałek na Kruczej jeszcze nigdy nie byłem, zatem będę miał okazję spotkać nieco nowych, a jednak w jakiś sposób bliskich osób. 
texte par Raphaël, photo: l'internet

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz