Na czerwonym świetle zapytałem pewnego faceta o drogę do katedry. Powiedział, że też tam idzie więc mogę się przyłączyć jeśli nadążę. Nadążyłem. Rozmawialiśmy trochę. Gdy dowiedział się, że idę do szpitala, stwierdził, że on również. Chwilę później okazało się, że także na miting. Świat jest mały (albo alkoholików nań tak wielu).
Wszedłem na oddział i bardzo się ucieszyłem. Ciężko to opisać, ale poczułem coś w rodzaju dumy. Sporo przecież osób znajomych znajduje się tam jeszcze. Z pewnym zaciekawieniem niektórzy na mnie zareagowali. Jakby nie było, wyszedłem, żyję i co najważniejsze, nie piję. Dużo pytań padało, a czasu było mało.
Nadeszła pora mitingu. Ponownie radość, że mogłem spotkać się ze znajomymi ludźmi. Pochwalić się trzeźwością i podzielić uczuciami. Czadowa sprawa! W przerwie jeden z uczestników podszedł do mnie proponując numer telefonu. Tak w razie czego. Wszak kryzys ma prawo przydarzyć się każdemu. Wtedy przydaje się pomoc, a tę w AA uzyskać można zawsze.
Po mitingu posiedziałem jeszcze chwilę na oddziale, porozmawiałem i udałem się w drogę powrotną. Gniezno nocą trochę obejrzałem. Tym bardziej to dla mnie ciekawe, że tego miasta nie znam. Później dotarłem na dworzec, wsiadłem w ładny, nowoczesny pociąg (PESA ELF się to zowie) i pojechałem nim w drogę powrotną.
I co? To tyle. Mało ciekawie? Być może, lecz wszystko zależy od punktu widzenia, lub tego, co człowiek chce widzieć. Ja zauważyłem same plusy dnia wczorajszego. Oto wybrane z nich:
- spotkanie z terapeutą i spokój, jakie ono daje,
- nieoczekiwane spotkanie z kolegą z AA,
- spotkanie ze znajomymi i nowymi pacjentami z oddziału,
- miting, czyli balsam dla duszy,
- podróż czymś fajniejszym niż -dziesto letni pociąg.
Grunt, to cieszyć się nawet małymi sprawami.
texte et photo par Raphaël
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz